Testosteron i kwietne wianki

19.IV.2018 , Saltway Barn

Będzie trochę po babsku..
Wydaje mi się, że nie należę do estrogenowego typu kobiety.
Wiertarki, kosiarki, imbusy, śrubki a także piły tarczowe, anihilatory drewna i inne takie mało kobiece zabawki świetnie leżą w moich rękach, posłusznie spełniając swoją funkcje. Podstawy stolarskie, hydraulika czy mechanika po prostu od zawsze istnieją w mojej głowie. Naprawa pralki nic już mnie nie kosztuje, odkąd udało mi się ją rozebrać na części i przywrócić do działania. Nie przeszkadza mi, że się czasem wybrudzę, potargam. Pomruk sportowego silnika przyprawia mnie o ciarki, pod warunkiem, że bestię poprowadzę sama a nie będę obwożona. Zapach benzyny i rozpuszczalników mogłabym spokojnie rozetrzeć za uchem i takie Chanel wcale by mi nie przeszkadzało. W sporcie rywalizacja przyprawia mnie o kompletne odłączenie mózgu, walka jest dla mnie poezją. Można mnie łatwo sprowokować mówiąc  „nie da się” i nie rzadko muszę powstrzymywać chęć walnięcia kogoś pięścią w szczękę.
Mogłabym mnożyć takie testosteronowe upodobania, ale boję się, że zaraz zaprowadzę się sama we Freudowskie klimaty. A obszary do takiej eksploatacji są u mnie dość szerokie. Mój spragniony syna Ojciec, odkąd pamiętam, pochwalał  u mnie agresywne, chłopięce, często ekstremalne zachowania. Pauza.

Są takie dni, kiedy estrogen postanawia chyba nadrobić zaległości i zalewa mnie fala kobiecej melancholii, refleksji, rozdrażnionej sensualności i wrażliwości.
Chyba dzisiaj taki właśnie mam dzień. Normalnie kwiatki we włosy mam ochotę wplatać  tak łagodna się czuję… Otaczający mnie świat ma tylko zapachy, odcienie, faktury i melodie.
Nie chce mi się uśmiechać, ale mam w sobie spokój i łagodność . W głowie słowa układają mi się wierszem i zaczynam się zastanawiać czy to nie jakaś forma rozdwojenia osobowości. Zrzucam jednak winę na hormony.
Natręctwo dnia dzisiejszego to…. zapach prania. Nie chodzi mi o taki ordynarny Persil, ani nawet o Coccolino. Potrzebuje czegoś więcej. Odcieni zapachu, subtelnych fluktuacji, mieszaniny na miarę Pachnidła. Nie umiem się  zapachowo zaspokoić więc zaczynam prać prześcieradło. Ręcznie. Nie mam szarego mydła, ani nawet Białego Jelenia. Upajam się jednak zapachem kremowej piany, którą stworzyłam z kilku detergentów zalegających w szafce.
Patrzę przez okno, promienie słońca…. ok wystarczy zapędzam się za daleko w takich opisach. Ale patrzę przez to okno i dostrzegam rozpiętą przez poprzednich najemców linkę w ogrodzie.
Czasownik „wyżymać”, odchodzi w dzisiejszych czasach do lamusa, ale ja właśnie wyżąć prześcieradło na własne życzenie muszę. Mam bardzo silne dłonie, więc nie jest to dużym problemem. Cieszy mnie nawet pachnące kropelki spadające na moją lnianą spódnicę… O tak.. spódnica.. długa…plącząca się przyjemnie wokół gołych nóg. Jezu, chciałam użyć słowa nagi! co się ze mną dzisiaj dzieje…
Moja niecodzienna garderoba bardzo spodobała się Franiowi. Chował się, plątał , okrywał… Kiedy wieczorem zasypiając powiedział: „Mamo, założysz jeszcze kiedyś spódnicę…? – pomyślałam, że potrzeba „chowania się za maminą spódnicą” nie jest tylko powiedzeniem, ale prawdziwą przyjemnością małego człowieka…

Wyżętą bieliznę pościelową, przełożyłam do piknikowego koszyka z wikliny. Miękka trawa pod stopami musiała wywołać u mnie jakiś dziwny wyraz twarzy, bo Maryśka obserwując z leżaka moje absurdalne wyczyny, zerwała się i biegnąc po aparat rzuciła:”MAMA czeekaj, ja ci muszę zrobić zdjęcie!”
Nie chcę zdjęcia, chce rozwieszać moje pranie!
Zapachy kwitnącej tuż obok mirabelki, tulipanów, wiatru i zachodzącego słońca pomieszały się dokładnie tak jak marzyłam… W wielkich miastach nie ma szans na takie proste doznania. Zatopiłam się w zapachu z napędzaną estrogenem romantyczną ulgą…

DSC_9825
DSC_9865

DSC_9851

DSC_9861

DSC_9854
DSC_9817
Mój nastrój musiał się udzielić dziewięcioletniej Hani.
„Chodźmy na łąkę mamo, plizzz!”- wyskoczyła odziana w zwiewną sukienkę moja, mała, śliczna, bosa rusałka…
„Chodźmy zatem!”
Bose stopy odziałyśmy w kalosze, co zupełnie nie przeszkodziło wizerunkowi…
Reszta ekipy – o oczko mniej rozmarzona niż my Dwie, dołączyła do spaceru. Marchewki dla konia, zapas lizaków dla Frania i aparat świetnie zmieściły się w podwiniętej obszernej spódnicy.

DSC_9924

DSC_9919

DSC_9915

DSC_9911

DSC_9901

DSC_9900

DSC_9898

DSC_9933

Kobiecy, bardzo matczyny spokój nie opuścił mnie do końca dnia. Zasypiałam też całkiem spokojnie myśląc o tym, że jutro muszę wyregulować te rurki w kranie, których nie potrafił naprawić fachowiec. Klucz francuski chyba powinien być w mojej szafce z narzędziami…..

DSC_9874

DSC_9880

DSC_9883

DSC_9888

 

 

 

 

 

 

 

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s